- Sheltie się rodzi w hodowli Domi Pearl

 

Już 5 dni przed przewidzianym terminem porodu suczka staje się persona numer jeden w domu. Wszyscy członkowie rodziny bacznie ją obserwują, dbają o to, by było jej wygodnie, ciepło i ogólnie – przyszła mama ma mieć maksymalny komfort. Gdy nadchodzi chwila porodu suczka daje nam o tym znać w bardzo charakterystyczny sposób, nie można tego zachowania pomylić z czymkolwiek, ani go nie zauważyć. Drapie w kanapę usiłując wydrzeć w niej dziurę na gniazdo ( tylko dlaczego zawsze w tę dla gości- jedyną luksusową w domu ???), ciężko dyszy, odmawia jedzenia, jest niespokojna i wyraźnie daje znać, że ta chwila nadchodzi. Również szczenięta w jej brzuszku zachowują się bardzo aktywnie i ma się wrażenie, że w brzuchu ciężarnej odbywa się jakaś wielka walka o pierwszeństwo do kanału rodnego.

 

W ten właśnie dzień już od rana wiem, że czeka mnie kilka nieprzespanych nocy. Urządzam sobie tymczasową sypialnię obok psiej porodówki, sprawdzam czy mam zapas miodu, mleka i herbaty na bawarkę dla rodzącej i kawy dla siebie, kontroluję działanie lampy dogrzewającej szczenięta, dezynfekuję ponownie  skrzynię porodową, szykuję duży zapas papierowych ręczników i mat higienicznych. No i najważniejsze – dzwonię do zaprzyjaźnionej weterynarki, aby uprzedzić ją, że i ona nie wyśpi się tej nocy. Pani weterynarz jest na tyle zaprzyjaźniona, że przeważnie zjawia się już po paru godzinach, aby wspierać mnie nawet gdy cała akcja porodowa przebiega płynnie i bez komplikacji. W końcu jest to naprawdę wyjątkowe wydarzenie.

 

Można by długo opisywać przebieg porodu i pierwsze dni życia szczeniąt, ale to będzie temat odrębnego artykułu. Spodziewam się niedługo miotu i planuję zrobienie fotorelacji z przebiegu porodu i pierwszych 3 tygodni życia szczeniąt. Teraz przenieśmy się do chwili dy zaczyna się praca nad socjalizacją.

 

Upłynęły 3ygodnie od porodu i maluchy  już widzą i słyszą otaczający je świat. Hodowca wówczas musi poświęcić sporo czasu i energii na obeznanie ich z wieloma czynnikami zewnętrznymi. Im więcej zobaczą, usłyszą i odczują w tych pierwszych tygodniach życia, tym większa szansa, że wyrosną na zrównoważone pewne siebie psy. Zaczynam od oswajania ich z dotykiem - w zasadzie robię to już od pierwszych godzin po narodzeniu, ale teraz zaczynam dopuszczać do nich zaufane osoby z zewnątrz, zachęcam gości do głaskania, przytulania, noszenia na rękach. Zapraszam jak najbardziej zróżnicowane pod względem wyglądu i zachowania osoby, zarówno dorosłych jak i dzieci aby psiaki miały okazję do kontaktów z różnorodnymi ludźmi. Większość szczeniąt przyjmuje to z zainteresowaniem i przyjemnością. Ciekawie obserwują a przede wszystkim obwąchują dłonie, sięgają pyszczkami do ust i uszu. Bardzo się cieszę gdy widzę, że szczenię jest spokojne i zaciekawione. Czasem niektóre z nich lekko się usztywniają i widać, że są zaniepokojone – takiemu psiakowi poświęcam więcej czasu, częściej daję go w ręce „obcych” aby ugruntować w nim przekonanie, że człowiek to ciepło, delikatność i przyjemność.

 

 Oswajam je też ze wszystkimi dźwiękami domowymi, wkraczam do ich pomieszczenia z odkurzaczem, mikserem itp. głośno trzaskam drzwiami. Wymyślam nowe sposoby na oswajanie ich z dźwiękami szeleszczę folią, drę gazety, przynoszę plastikowe grzechotki, turlam po posadzce puszkę z koralikami a gdy idę do pracy zostawiam  włączone radio  różnicując codziennie poziom głośności. Gdy jest to możliwe zostawiam otwarte okno, aby docierało jak najwięcej dźwięków z ulicy, odgłosy traktora, samochodów, śmiech dzieci, szczekanie psów itp.  Każde karmienie rozpoczynam radosnym nawoływaniem i rzucaniem metalowych misek na posadzkę z terakoty,  dzięki tym działaniom psiaki hałas kojarzą z jedzeniem lub przyjemnym kontaktem z ludźmi, nie boją się, nie uciekają do kąta tylko ciekawie zaglądają lub biegną sprawdzić co się dzieje.

 

Oczywiście robienie hałasu nie jest jedyną rzeczą jaką w tym okresie robi się w „pokoju dziecięcym” bo dźwięki są tylko jednym z bodźców z jakimi trzeba oswoić przyszłych przedstawicieli BOS-kiej rasy. Inną zabawą jest oswajanie szczenią z różnego rodzaju podłożem. Znają już one terakotową posadzkę i drewniane dno skrzyni porodowej, miały też do czynienia z podkładami teraz czas wprowadzić dywan, ceratę, gazety zarówno równo rozłożone jak i pogniecione, kartony, kawałki szmatek, gumowe wycieraczki gładkie i z dużymi otworami. Robię im tor przeszkód z kartonów, stołka, worków z karmą i co mi tam jeszcze wpadnie w ręce. Fajnie jest obserwować jak niezdarne maluszki pomału oswajają się z różnymi podłożami i po kilku próbach już nawet nie zwracają uwagi na to po jakiej powierzchni biegają. Przychodzi czas na zapoznanie z innymi pomieszczeniami w domu. Początkowo bierzemy wszystkie na raz i zanosimy do kuchni. Pozwalam im oswajać się z nowymi widokami, zapachami i dźwiękami. Włączam ekspres do kawy, wentylator, otwieram i zamykam szuflady. Potem przychodzi czas na zwiedzanie domu w pojedynkę. Pomału są zapoznawane z niemal wszystkimi pomieszczeniami, nietknięty jest tylko jeden duży pokój w domu w którym niedługo zostanie przeprowadzony test Campbella.

 

Przy wszystkich tych czynnościach bacznie obserwuję szczenięta i w zasadzie testy potwierdzają tylko moje wcześniejsze przypuszczenia co do predyspozycji każdego malucha.

 

Gdy przychówek osiągnie wiek 4 tygodni a pogoda jest sprzyjająca zaczynamy oswajanie ze światem zewnętrznym. Pierwszy” spacer” przeważnie kończy się pól metra za progiem drzwi, ponieważ znajdują się tam 2 stopnie. Pokonanie ich początkowo jest rzeczą niemożliwą a i cały ten wieli świat trochę onieśmiela. Jednak ciekawość zwycięża. Małe kluski powoli zaczynają tarabanić się na schodki i już po kilku próbach wspinaczka uwieńczona zostaje sukcesem. Od tej pory zaczyna się prawdziwa gimnastyka i poznawanie świata. Szczeniacki mają do dyspozycji ponad 1000m2 powierzchni o różnym podłożu, bruk, trawa, miękki piasek, czasem błotko. Z wielką pasją rozwijają też swój zmysł smaku, kosztując coraz to nowych krzaczków, drzewek, kwiatków, warzywek i wszystkiego co w swojej naiwności próbuję posadzić w przydomowym ogródku. Mają też okazję do bliższej znajomości z naszymi kotami, kurami sąsiadów, psami zza płotu. Niejako przy okazji uczą się też załatwiania poza domem. Wiadomo że pies to zwierze czyste z natury i nie lubi zapaskudzać miejsca w którym śpi i je, tak więc wykorzystuję ten pierwotny instynkt i dzięki temu mam mniej sprzątania w domu a przyszli nabywcy mniej problemów. Szczenięta wypuszczane tak wcześnie na dwór błyskawicznie nabierają sprawności fizycznej. Po osiągnięciu poważnego już wieku 6 tygodni przychodzi czas na pierwszą podróż samochodem. Zmusza mnie do tego konieczność poddania miotu przeglądowi w oddziale Związku Kynologicznego, ale przy okazji szczenięta przechodzą kolejny bardzo istotny etap socjalizacji. Gdyby pierwsza przejażdżka odbywała się w pojedynkę na pewno byłaby wielkim stresem ale dzięki temu, że podróżuje cały miot odbywa się to niemal bezboleśnie. Dużym przeżyciem jest natomiast sam przegląd miotu. Wprawdzie maluchy są przyzwyczajone do kontaktów z ludźmi ale tu obcy ludzie dość energicznie je obmacują, zaglądają w ząbki, macają jąderka a na koniec jeszcze robią bolesne tatuaże, ech nie podoba się to szczeniaczkom ale za to po chwili, jeszcze w siedzibie ZK każde z nich dostaje całą moc pieszczot od obecnych tam ludzi i po przepysznym ciasteczku. No i kolejną przygodę mają za sobą i kolejne doświadczenie zdobyte na drodze do dorosłości a następne wyprawy samochodem będą już tylko czystą przyjemnością.

 

        To jest właśnie moment, gdy pierwsze małe BOSy opuszczają gniazdo i jadą do nowych opiekunów, ale w tak młodym wieku mogą odebrać szczenięta tylko osoby z minimalnym przynajmniej doświadczeniem albo dużą teoretyczną wiedzą na temat pielęgnacji i opieki nad szczenięciem. W innym wypadku wolę gdy szczenię zostanie u mnie jeszcze kilka tygodni, przynajmniej do 2-go szczepienia.

 

            W oczekiwaniu na 2-gie szczepienie uczymy szczenięta chodzenia na smyczy, przychodzenia na przywołanie, wykonywania podstawowych komend „siad”, ‘waruj” . Wszystko oczywiście w formie zabawy i w naprawdę maleńkich dawkach, aby ćwiczenia budziły wyłącznie przyjemne skojarzenia. Bawimy się więc zarówno w grupie jak i pojedynczo. Wszystkie ćwiczenia wykonywane w tak młodym wieku są naprawdę bardzo proste i łatwe do wyegzekwowania pod warunkiem, że są dozowane małymi dawkami. W innym wypadku szczeniaczek zaczyna się nudzić a wesoła dotąd zabawa kończy się skrzywdzoną miną nieszczęśnika lub wręcz jego ucieczką. Ta więc wychodząc z założenia, że im mniej tym lepiej nie zanudzamy „przed-przedszkolaka” tylko wychowujemy go rozsądnie i stosownie do jego możliwości. W tym okresie skupiamy się głównie na przywołaniu, nagradzając każde ochocze przybiegnięcie do nas smakołyczkiem. Jest to naprawdę łatwe, bo szczenięta nie lubią być same, za to uwielbiają nasze pieszczoty i (nie wiem czy jeszcze nie bardziej J ) wątróbkowe ciasteczka.

 

            Nieco trudniejszą sztuką jest nauka chodzenia na smyczy. Aby nie zniechęcić ucznia robimy to naprawdę maleńkimi dawkami. Szczenięta od urodzenia mają przewiązane na szyi wstążeczki, więc obroża nie budzi w nich niepokoju, ale gdybyśmy chcieli od razu przypiąć smycz i wyjść na spacer, skończyło by się to wielkim lamentem i zdecydowanym protestem. Zaczynamy więc od delikatnego przytrzymywania pieska za obróżkę i nagradzamy za każdym razem gdy się nie wyrywa, potem przypinamy smyczkę i pozwalamy ciągać ją po ziemi, po chwili łapiemy koniec smyczy i delikatnie przyciągamy do siebie jednocześnie wesoło wołając .

 

            W wieku 9 tygodni w zasadzie każdy szczeniaczek bez oporów chodzi na smyczy w mieszkaniu i po podwórku, zaczynamy więc spacerować poza własnym terenem. Szczenięta są już wprawdzie po 2 szczepieniach ale nie mają jeszcze pełnej odporności na zagrażające życiu choroby wirusowe, dlatego na te ćwiczenia wybieramy tereny mało uczęszczane przez inne psy. Wyjeżdżamy samochodem przy okazji oswajając maluchy z podróżami ( przy okazji obserwujemy czy któreś z nich cierpi na chorobę lokomocyjną). Gdy minie okres kwarantanny, szczenięta mogą już bezpiecznie wędrować do swoich nowych opiekunów.

 

Są już przyzwyczajone do podróżowania, znają swoje imię, przychodzą na przywołanie, ładnie chodzą na smyczy, umieją siadać i kłaść się na komendę. To czy w dalszym etapie nasza praca nie zostanie zaprzepaszczona, zależy już tylko od nowych właścicieli. Każdy z nich zostaje poinformowany jak ( w moim przekonaniu) powinien dalej postępować a co zrobi z tą wiedzą, zależy już tylko od niego samego. Ja ze swojej strony mam tylko nadzieję ,że zrobi wszystko aby być szczęśliwym ze swoim psem a pies był szczęśliwy z nim i jeśli tak się dzieje mam pełną satysfakcję i poczucie dobrze wykonanej pracy.